Zaloguj się
Kto kogo ma?
Naklejka w rogu przedniej szyby sugeruje, że w 2015 r. jeszcze jeździł. Prawda jest taka, że wtedy jeździł znowu.
– Znalazłem go u sprzedawcy w Anglii. Negocjowaliśmy cenę przez prawie rok. Kupiłem go za tyle, za ile chciałem – opowiada Michał. – Był częścią kolekcji. Starszy człowiek miał pięć Cadillaców, wszystkie z rocznika 1941 tylko z różnymi nadwoziami, m.in. sedana, kabriolet i to coupé. Gdy dwa lata temu odszedł, wdowa z synami wyprzedawała je po kolei. Ten był ostatni. Nie bardzo chcieli go sprzedać, ale stał i zawadzał im, a oni się samochodami nie interesowali. Wtedy zjawiłem się ja, pociągnąłem ich za język i w końcu dogadaliśmy się. W marcu 2021 był już u mnie. KON
Cadillac został sprowadzony do Anglii w 2015 r. z Teksasu. Odremontowała go firma Flat 12 Gallery, która zajmuje się renowacją samochodów „z przeszłością”: zabytkowych, wyścigowych, znanych hot rodów itp. Handluje nimi i wypożycza je do filmów. Sama też jest znana z mediów. Kilka lat temu jej założyciele Jeff Allen i Meg Bailey byli bohaterami reality show kanału CNBC „The Car Chasers”. Powstało 40 odcinków.
– Po remoncie w Teksasie Cadillac był pokazywany na wystawach, zbierał nagrody. Tylko do tego służył. Na te wystawy nawet nie dojeżdżał, tylko był zawożony lawetą. Ja doszedłem do wniosku, że po to są samochody, żeby nimi jeździć. Mają cieszyć oko moje i ludzi, którzy go zobaczą. Samochód ma być dla mnie, a nie ja dla samochodu.
W cieple samochodowego ogniska
To dość niesamowite. Wysoka, miękka kanapa, zaokrąglone sklepienie sufitu, małe okna i wnętrze udekorowane jak salonik babci. Figurka na masce wprawia w nastrój metafizyczny. Do tego kierownica olbrzymia jak koło sterowe i radio, które nie tylko w samochodzie, ale nawet w kuchni zajęłoby dużo miejsca. Odbiera tylko fale średnie. Na dole jest „duchówka” opcjonalnego ogrzewania z trojgiem drzwiczek z maleńkimi rączkami z tworzywa sztucznego, ale takiego, którego w dzisiejszej nawale plastiku nigdzie się nie spotka. W tym aucie „piecyk” występuje w prostszej wersji za 26,50 dolara, pozbawionej dostępu do powietrza z zewnątrz, jako tzw. „defrosting heater” (ang. ogrzewacz odmrażający). „Ventilating defrosting heater” za 33 dolary mógł zaciągać powietrze z dworu, co zimą i przy słocie ułatwiało pozbycie się skroplonej pary z okien.
W „pamięci” radia można ustawić pięć stacji. Antena mogła być wysuwana podciśnieniowo. Wówczas unosiło się ją wpychając pokrętło głośności, a obniża pociągając je. W tym samochodzie jest coś z iPhone’a: wszystko działa prosto, o ile wpadniesz jak. Przydaje się dziecięca ciekawość i smykałka do majstrowania przy wszystkim, co wystaje i obraca się. Choć czasem i to nie pomoże. Popielniczkę zamaskowano w dekoracjach radia, a uchwyt do odsuwania tylnych szyb jest tak maleńki, że trudno go zauważyć, a co dopiero domyślić się, do czego służy. Technika nie pcha się na pierwszy plan i nie zaburza estetyki.
Cadillac jest fontanną wrażeń. Sadzawką do posadowienia się, kołyską na falach, szemrzącym strumieniem narastającego oburzenia i cichej ulgi ośmiocylindrowego silnika.
– Do Gran Torino jak się wsiada, to przy odpaleniu już się dziubek cieszy, bo słychać ten pomruk silnika. To już wiadomo, że jedziesz, żeby usłyszeć ten silnik wyjący. A znów w Cadillacu jedziesz po to, żeby zrelaksować się. Totalnie się wyluzować i jedziesz sobie po prostu przejechać się, odpocząć od codzienności – mówi Michał, który oprócz Cadillaca ma też Forda z 1972. Forda też zabraliśmy na zdjęcia i może uda mi się o nim wkrótce napisać. Wznieciliśmy tyle kurzu, że szkoda byłoby go zmarnować.