Zaloguj się
Samochody amerykańskie, te z co najmniej sześćdziesięcioletnią metryką, o przedwojennych już nie mówiąc, mają dla dzisiejszych kolekcjonerów dwie niezwykle cenne zalety. Pierwszą są co prawda niewysilone, ale niewiarygodnie trwałe silniki, a drugą – nieskomplikowana budowa. Dla tych kolekcjonerów, którzy uważają, że samochód powinien jeździć i w ten sposób cieszyć właściciela to bardzo dobry wybór. A jeśli jeszcze ma się ścigać? To już trzeba się mocniej przyłożyć w przygotowaniach do startów.
Zapytałem właściciela Chryslera 75 – Mariana Stocha – dlaczego ściga się i bierze udział w rajdach takim wiekowym samochodem?
– Właściwie to był przypadek, jak to w życiu bywa, gdyż kupiłem kiedyś Aston Martina z roku 1937 i zostałem namówiony przez Jacka Balickiego do wyjazdu na imprezę na Tor Poznań. To było moje pierwsze doświadczenie, a Jacek jeszcze podkręcał moje emocje. Poszło nam całkiem nieźle w naszej klasie wiekowej, co było w dużym stopniu zasługą samochodu, szybkiego i bardzo dobrze przygotowanego. Mój „staruszek” nie dość, że miał jako jeden z nielicznych dokumenty sportowe FIA, to jeszcze rozwijał do 140 km/h! Oczywiście na prostych. Połknąłem bakcyla, jak się okazało nieuleczalnego.
Chrysler jako marka ma dość skomplikowaną przeszłość, a w ostatnich latach także przyszłość. Firma powstała po całej serii fuzji i przejęć, których opis mógłby zanudzić niejednego czytelnika. Rozpocznę więc od roku 1924, kiedy Maxwell Motors, którego głównym udziałowcem był Walter Chrysler. wyprodukował „jedynie” 80 tys. samochodów. W tej liczbie znalazło się około 32 tysięcy samochodów marki Chrysler zaprojektowanych w oddzielnym zespole konstruktorów powołanym przez Waltera Chryslera. Był to model B70 z nowoczesnym sześciocylindrowym silnikiem i paroma innymi nowinkami. Celował w średnią klasę cenową, a przy okazji robił trochę konkurencji sześciocylindrówkom Auburna, Nasha, Buicka czy Studebakera.